Od jakiegoś czasu nie mogę zachować spokoju jadąc samochodem. A wszystko przez… lekarstwo na uspokojenie… a właściwie przez reklamę takiego lekarstwa. Pani wcielająca się w rolę zestresowanej kobiety narzeka na cały świat i z rezygnacją oznajmia, że wszystko ją denerwuje. Praca ją denerwuje i mąż, że o dzieciach nie wspomnę. Jedyna rada to magiczna tabletka.
Cóż, trudno się dziwić, że w takiej sytuacji tylko takie wyjście ma sens.
Problem polega na tym, że w ogóle nie zauważamy niebezpiecznego nieporozumienia w rozmowie na temat emocji.
Co to w ogóle znaczy, że denerwuje mnie żona, syn albo robotnik z młotem pneumatycznym?
Jak to się stało, że mają dostęp do mojego układu limbicznego i pobudzają moje ciało migdałowate, żeby dało impuls do produkcji tych wszystkich substancji, jakie zalewają moje ciało na przykład w złości?
Naprawdę wierzysz, że ktoś lub coś ma moc wpływania na Ciebie i pobudzania twoich emocji?
Z resztą nie trzeba szukać w radio. Nagłówki artykułów są jeszcze gorsze.
„10 najbardziej irytujących reklam”
„Co w partnerze cię najbardziej irytuje”
„Jak dzieci nas wkurzają?”
No skandal po prostu.
Przytomny, świadomy człowieku!
Sam jesteś właścicielem swojego ciała, a więc i mózgu, ze wszystkimi elementami.
Sam się denerwujesz, irytujesz, wściekasz i frustrujesz. Nie robi tego reklama, siostra, żona ani syn.
Ja się denerwuję, kiedy słucham radia.
Ja czuję irytację, kiedy długo stoję w kolejce.
Moja żona się wścieka, kiedy wieszam ręcznik na kabinie prysznica.
Co za różnica?
Dopóki sądzisz, że świat ci włącza emocje to nie masz na nie wpływu. Rezygnujesz z odpowiedzialności i jesteś skazany na reakcje świata, żeby on tą emocję teraz wyłączył. Ten tego zwykle nie robi no i ciagle się czymś wkurzasz, czy po Twojemu, ciągle świat cię czymś wkurza.
A pomyśl tylko, że dla odmiany sam sobie zarządzasz emocjami. Sam się denerwujesz, irytujesz, wściekasz. Nagle okaże się, że możesz przestać, albo wściekać się bardziej. Możesz w zasadzie co chcesz bo bierzesz odpowiedzialność za swoją emocję.
To oczywiście nie koniec pracy, a raczej początek no ale od czegoś trzeba zacząć.
Tak się wymądrzam, bo przed 25 lat byłem cholerykiem bez umiaru. Wszystkim się irytowałem bo sadziłem, że wszystko irytuje mnie i zachowywałem się poniżej krytyki. Dziś oceniacie mnie raczej jako melancholika w stylu Andrzeja Poniedzielskiego. Rzadko się złoszczę i gniewam na świat, bo to moje emocje i najczęściej zwyczajnie mi się nie chce ich używać.
Trzymam kciuki za podjęcie wyzwania.
Codziennie choć raz zamień: on mnie wkurza” na „denerwuje się kiedy”
Powodzenia.