couple, hands, tattoos-437968.jpg

Nigdy już nie spojrzę na inną!

Świat wypełniony jest kobietami i mężczyznami. Blondynki i bruneci, szatyni oraz łysi. Szczupli, atletyczni oraz pulchni. Każdego dnia w zasięgu wzroku mam setki osób. Jak widzę to się gapię i oceniam. Mam swoje preferencje i upodobania. Zawieszam wzrok na dłużej, kiedy dziewczyna wyjątkowo wpadnie mi w oko. Patrzę na jej twarz, figurę, ubiór. Cieszę się atrakcyjnym widokiem na spacerze, w kawiarni, nawet w kolejce na poczcie. Moje otoczenie pełne jest pięknych osób!

Na całe szczęście, kiedy tylko postanawiam związać się z druga osoba, reszta świata blednie, pokrywa ją płachta szarości i nikt już nie wydaje mi się atrakcyjny. To bardzo miło ze strony świata, że postanawia pomóc mi w skupieniu wyłącznie na mojej wybrance i rezygnuje ze swoich walorów, żebym tylko nie rozproszył się w którąś stronę. Mija jednak odrobina czasu, hormony odpowiedzialne za stan zauroczenia przestają działać i złośliwy świat znów nabiera barw i odcieni, a ludzie wokoło… znów stają się piękni, kuszący i podniecający.

Nic w tym złego, powiesz… gdyby nie to, że jeszcze do wczoraj sprzedawałem swojej dziewczynie bajeczkę, że na żadną inną już więcej nie spojrzę.

Od niej oczywiście dostawałem podobną obietnice. Jestem przecież tak fenomenalny, że faceci na ulicy są w stanie jedynie zamalować powietrze jak Predator w filmie. 

Sytuacja wydaje się patowa. Po pierwsze, do wczoraj na prawdę na nikogo nie zwracałem uwagi. Nie moja wina, że zabrakło hormonów. Po drugie, ta bajka podobała się jej bardzo więc nie chcę nagle zmieniać warunków umowy. Po trzecie, wreszcie, oczy zaczynają mi biegać po całej ulicy dokładnie jak w czasie zanim ja poznałem. W dodatku zbliża się lato i wysyp krótkich spódniczek tylko pogorszy sprawę.

Co by tu począć.

 

Mam na koncie co najmniej trzy przetestowane rozwiązania.

1.     Szpiegostwo. 

Miałem kiedyś dziewczynę, przy której bałem się przyznać kompletnie, że świat kobiet jest dla mnie atrakcyjny. Czułem, że po prostu nie mogę sobie na to pozwolić. Za duże koszty. W związku z tym trudniłem się profesją szpiega. Kiedy byłem sam gapiłem się na lewo i prawo, jakbym chciał na zapas się naoglądać. Kiedy zaś byłem w jej towarzystwie używałem gadżetów prawdziwego szpiega.

a.     Okulary przeciwsłoneczne, przez które nie widać oczu. Świetnie ukrywały kierunek patrzenia na świat. Trochę to niewygodne, bo musisz trzymać głowę prosto, a patrzeć w bok, ale dawałem radę.

b.    Aparat fotograficzny (tak, było to w czasach, kiedy telefony tego bajeru jeszcze nie miały). Miałem kompaktowy aparat cyfrowy, w którym… podmieniałem karty pamięci. Na jednej rejestrowałem nasze wspólne wspomnienia, na drugiej… widoki na plaży, które chciałem obejrzeć dokładniej w samotności. Skuteczność mialem sporą, a frustrację jeszcze wiekszą. Najgorzej było z osobami publicznymi. Nie musiałem co prawda robić im zdjęć, bo już były w sieci, no ale, z poczucia wstydu, Kiedy pojawiały się bombowe aktorki na ekranie telewizora, teatralnie zajmowałem się czym innym. Dramat.

 

2. Partyzantka

Druga strategia, którą testowałem na innej partnerce polegała na działaniu partyzanckim. Oznaczało to spoglądanie na inne kobiety nieoficjalnie i pomimo dezaprobaty. Musiałem się wykazać większą odwagą i odpornością na krytykę, ale za to nie potrzebowałem narzędzi. Koszty takich działań były spore. No, bo kto lubi słuchać o sobie inwektywy za każdym razem, kiedy obejrzy się za spódniczką.

–    ta też ci się podoba? Może sobie do niej idź!

Albo

–    bezczelnie przy mnie się na nią spojrzałeś! 

Wreszcie

–    jasne, że zawsze musimy oglądać film z ta Jabłczyńską..

Abstrahując od żartów, tego rodzaju relacja na konflikcie fatalnie wpływa na pewność siebie i samoocenę obu stron.

Ja faktycznie czułem poczucie winy, że patrzę na nogi obcej dziewczyny, a moja partnerka czuła się mniej atrakcyjna w związku z moim zachowaniem.

 

3. Frajda z życia w prawdzie

Okazuje się, że o ile dwie poprzednie strategie są emocjonujące i na pewno nie pozwalają na nudę, to istnieje jeszcze trzecia, oparta o szczerą rozmowę i prawdę o sobie i świecie.

Do zastosowania trzeciej strategii potrzebujesz stolika, dwóch krzeseł, szklanek i telefonów lub laptopa.

Instrukcja jest taka:

Siadacie na krzesłach przy stoliku. Nalewacie do szklanki ulubionego napoju. Rozpoczynacie rozmowę o tym, kto podoba wam się spośród aktorów, piosenkarzy czy innych ładnych ludzi.

Gracie runda za rundę. Ona mówi Brad Pit, ty mówisz Jabłczyńska. Ona Oliver Janiak, ty Laura Breszka. Laptopa lub telefonów używacie do uwiarygodnienia zeznań. I tak dzieją się czary. Niepisana umowa, że świat będzie szary i mdły przestaje istnieć. Wzajemne wyznania uwalniają od obowiązku odwracania oczu i dają przy tym niezłą zabawę. Kolejny krok to zejście z obłoków świata celebrytów na codzienną drogę do pracy. No bo skoro Janiak i Breszka mogą się podobać to Jola z kadr i Tomek z IT chyba też mogą.

Finał może być taki jak u nas.

Dość dobrze znam preferencje Natalki i sam zgaduję, który facet na ulicy może być w jej typie. Często pytam i sprawdzam. Natalką też wie, kto powinien mi się spodobać i zdarza się, że… odpowiada mi gdzie mam spojrzeć, żeby nie przegapić.

Świetnie się bawimy podziwiając świat ludzi. Jest to też bardzo skuteczne narzędzie podnoszenia samooceny. No bo skoro dziesięciu facetów dziennie się mojej żonie bardzo podoba, a ona nadal przytula się do mojego ramienia… jest dobrze!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *